„Fundamentalną tezą bioenergetyki jest to, że ciało i umysł są funkcjonalnie identyczne. To, co się dzieje w umyśle, odzwierciedla zmiany zachodzące w ciele i odwrotnie.” Alexander Lowen
Na warsztaty prowadzone metodą Lowena trafiłam podczas pandemii, kiedy psychoterapeuci, ale również terapeuci pracujący poprzez ciało i z ciałem wzmożyli swoją aktywność poprzez Internet, podczas obowiązujących obostrzeń dotyczących spotykania się w grupach.
W taki sposób zdecydowałam się na 10 tygodniowy kurs pracy poprzez ciało, będąc jednocześnie w swoim pokoju, na swojej podłodze, opierając plecy o swoją szafę i jednocześnie będąc z innymi osobami, które również pozostawały w swoich domach. Na tamten moment było to dla mnie ciekawe doświadczenie, chociaż praca metodą on-line nie była mi obca, jednak nie w takiej formule. Czułam się bezpiecznie i skrępowana jednocześnie, jakbym zapraszała 12 nieznanych sobie osób do swojego domu i intymnego świata – świata przeżywanych emocji i doświadczanych stanów.
Doświadczałam wtedy stanu zakleszczenia, poczucia, jakbym nie żyła „pełnią życia”, tylko jego małą częścią. Powiecie pewnie: „No tak, ale kto w pandemii doświadczał, życia w pełni?”. Dziś z perspektywy czasu wiem, że nie tylko obostrzenia zewnętrzne, ale również wewnętrzne determinują w nas to poczucie i ten stan. Zdaniem Alexandra Lowena, człowiek żyjący w jedności ciała i umysłu doświadcza harmonii – swobodnego przepływu energii życiowej. Tego mi wtedy brakowało.
Zajęcia pozwalały mi doświadczać stanów otwierającej się klatki piersiowej i miednicy, czy wydobywającego się głosu, który był wyrazem uwięzionych wcześniej napięć i uczuć w ciele.
Doświadczyłam poczucia, że miłość to energia w ciele, a nie emocja, która zaraz znika. Wiem, że to właśnie emocja miłości jest wskazówką, drogowskazem do energii miłości, ale to energia miłości jest paliwem, która zasila. To ruch w ciele, który rozchodzi się równomiernie. To doznanie harmonii i spokoju wewnętrznego. Czyż nie każdy z nas dąży do takiego stanu?
W lipcu 2024 będąc na Festiwalu Wibracje, na wykładzie już 80-letniego Wojciecha Eichelbergera, zapamiętałam jego proste słowa, że „podstawową potrzebą ciała jest RUCH, a ciało się regeneruje tylko wtedy, kiedy się zużywa. Potrzebujemy umrzeć, żeby żyć.”
RUCH. Po prostu ruch.
W takich chwilach przypominają mi się sobotnie marszo-biegi z moim ojcem, kiedy byłam dzieckiem. Od słupka do słupka, ulicą łączącą dwie miejscowości, w otoczeniu pól i drzew, na zmianę z marszem, biegaliśmy, ja, moja siostra i mój brat, aż serce biło mocniej, krew krążyła w całym ciele, pąsy pojawiły się na policzkach i uśmiech na twarzy, nie po coś, tylko tak po prostu. Nie ważne czy był śnieg, deszcz, wiatr, czy świeciło słońce. Był marszo-bieg i uśmiech nie po coś, tylko tak po prostu.
Z dzieciństwa często wychodzimy z 3 niedoborami. Jakimi?
Kiedy te niezaspokojone potrzeby z dzieciństwa przenosimy w dorosłość, to ciało staje się przedmiotem, a nie podmiotem? Wtedy czujemy najczęściej brak szacunku do siebie, do własnego ciała. Przestajemy się lubić, choć cały czas zaspokajamy swoje potrzeby. Tak, ale te z dzieciństwa, a nie te prawdziwe z tu i teraz.
W imię szacunku do ciała, trzeba rozpoznać je i przestać je zaspokajać. Nie karmić ich, a skupić się na rozwijaniu swojego wewnętrznego potencjału.
W tym pomaga bioenergetyka Lowena, która pozwala poczuć swoje ciało, z szacunkiem do tego, co przeżyło, przetrwało, doświadczyło, z cierpieniem w nim zapisanym, z przyjęciem go takim, jakie jest, z jego historią, ale też z jego naturalnymi potrzebami ekspresji i kreacji.
Dorota Trzmielewska – psychoterapeuta Gestalt, terapeuta traumy, terapeuta systemowy
POWRÓT